Jechaliśmy na wigilię do rodziców. Mamy do pokonania kawałek przez las i akurat na takim odcinku przed maskę wyskoczył nam lis. Mąż gwałtownie wcisnął hamulec i udało się zwierzaka oszczędzić. Gorzej z wielkim garem barszczu źle zabezpieczonym w bagażniku. Efekt taki jakby wybuchła jakaś przeklęta bomba barszczowa. Auta nie udało nam się domyć do dzisiaj.
Connect with:
Komentarze 0