Znani ludzie od czasu do czasu się przydają – chociaż głównie do tego, żeby pośmiać się z ich, delikatnie rzecz ujmując, osobliwości.
1. Płonący kondom McCartneya
Z dzisiejszego punktu widzenia Paul McCartney może wydawać się wprost perfekcyjnym dżentelmenem, ale nie zawsze tak było. W 1980 roku w Japonii aresztowano go za wwiezienie do kraju ponad 200 gramów marihuany. Nie był to zresztą pierwszy konflikt Beatlesa z prawem – i nawet nie pierwsza deportacja. Dwie dekady wcześniej McCartney został wydalony z Niemiec za podpalenie. Otóż razem z Georgem Bestem byli uprzejmi podpalić w korytarzu prezerwatywę, co bardzo nie spodobało się ich ówczesnemu hamburskiemu opiekunowi.
2. Poczucie humoru Hitchcocka
Praca ze znanymi – i niekoniecznie lubianymi – to coś, co zwykle zapamiętuje się do końca życia. Czy z pozytywnych względów? Różnie z tym bywa, czego dowodzi przykład słynnego reżysera. Alfred Hitchcock dał się poznać jako osoba o dość specyficznym poczuciu humoru. Pewnego razu skuł kajdankami dwójkę aktorów, których dopiero poznał – po czym przez cały dzień udawał, że nie ma kluczy. Aktorkę Tippi Hedren zamknął natomiast w pomieszczeniu z żywymi ptakami, co skończyło się dla niej przymusową tygodniową rekonwalescencją. W tym czasie Hitchcock wysłał sześcioletniej córce Hendren woskową figurę matki… w trumnie. Miły gość.
3. Spokojne relacje George’a
Boy George to angielski piosenkarz znany między innymi za sprawą licznych występów telewizyjnych, a także… odsiadki w więzieniu. Skazano go na piętnaście miesięcy, z których odsiedział zaledwie cztery – co i tak można uznać za pewien sukces wymiaru sprawiedliwości, który dla bogatych i popularnych wydaje się mieć odrębną pulę łaskawości. A Boy George za kratki trafił po tym, jak wynajętego do sesji zdjęciowej norweskiego pracownika seksualnego przykuł do ściany i pobił metalowym łańcuchem. Uwięziony zdołał wyrwać hak, po czym uciekł w samej bieliźnie.
4. Uprzejmość Fridy Kahlo
Wydawałoby się, że artyści – zwłaszcza mocno doświadczeni przez koleje losu – powinni odznaczać się szczególną wrażliwością. Z tym jednak bywa różnie. Pewnego razu Fridę Kahlo poproszono o narysowanie portretu Dorothy Hale, amerykańskiej aktorki, która popełniła samobójstwo, skacząc z wieżowca w Nowym Jorku. Zamiast portretu Kahlo szczegółowo odwzorowała sekwencję wydarzeń, które doprowadziły do śmierci Hale. Kahlo miała też zwyczaj sypiać z kobietami, z którymi sypiał jej mąż – ale nie dla przyjemności, tylko po to, aby się na nim odegrać.
5. Rodzinne przyzwyczajenia Harrelsona
Rodziny się nie wybiera – to fakt. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu – to też w wielu przypadkach prawda, choć zdarzają się wyjątki. W przypadku Woddy’ego Harrelsona i jego ojca, Charlesa, byłby to portret więzienny. Ojciec aktora zabijał na zlecenie – a wśród jego ofiar znalazł się m.in. sędzia sądu okręgowego w USA. Choć „zawodowych” aspiracji swoim synom Charles Harrelson nie przekazał, to i Woody ma na swoim koncie pewne incydenty, jak wtedy, kiedy podczas kręcenia Zombieland zaatakował fotografa TMZ. Tłumaczył się wtedy, że wciąż był w roli – a paparazzo wziął za zombie, któremu należy spuścić łomot.
6. Higiena Jobsa
Steve Jobs – mimo swoich trudnych do podważenia osiągnięć – raczej nie był osobą, którą warto byłoby stawiać sobie za wzór do naśladowania. Przynajmniej z perspektywy tego, jakim był człowiekiem. Jedną z rzeczy, która kładła się cieniem na jego „genialnym” wizerunku, była wysokość alimentów wypłacanych córce. Łożył na nią zaledwie 500 dolarów miesięcznie. Drugą rzeczą była jego higiena osobista i święte – choć zdecydowanie błędne, zdaniem współpracowników Jobsa – przekonanie o tym, że dieta wegańska sprawia, że człowiek przestaje śmierdzieć. Wraz z mięsem odrzucił również mydło i dezodorant, powodując, że praca dla niego była jeszcze trudniejsza.
7. Osobliwości Tesli
Choć wydaje się to nieco paradoksalne, można czasem dojść do wniosku, że geniusz nie zawsze idzie w parze z rozumem. Talentów genialnego wynalazcy, jakim z pewnością był Nikola Tesla, nikt nie podważa. Już jednak jego ekscentryczne zachowanie każe nieco się zastanowić… Przede wszystkim Tesla nie wierzył w istnienie elektronów, a ogólna teoria względności była dla niego pseudonauką. Szczególną odrazą napawały go osoby cierpiące na nadwagę oraz – wnioski nasuwają się same – przestrzeganie zasad współżycia społecznego. Pewnego razu Tesla zapłacił za nocleg w hotelu „działającym promieniem śmierci”, którego nie wolno było otworzyć bez zachowania środków ostrożności. Pudełko otwarto dopiero po śmierci wynalazcy… i mało kto był szczególnie zaskoczony na widok kupy bezużytecznych śmieci.
Komentarze 0